Pages - Menu

sobota, 5 kwietnia 2014

Opowiadanie Epic - cz.5


Miłego czytania :)

Byłem w ogromnym szoku widząc tutaj swoją  „kobietę”? Jak bowiem inaczej można nazwać osobę z którą się tylko i wyłącznie sypia? Na pewno nie dziewczyną. Zmierzyłem ją chyba aż nadto, ponieważ w jednej chwili zrobiła się cała czerwona.
- Co tutaj robisz?- zapytałem oschle, nie udając nawet zdziwienia jakie malowało się na mojej twarzy.
- Wydzwaniałeś całą noc i w dodatku sąsiadka mówiła, że na chama dobijałeś się do drzwi?- odparła pytaniem na pytanie Kamila również mierząc mnie wzrokiem.
Wiedziałem, że przez to co powiedziała jestem już skreślony u blondynki. Jak to bowiem wyglądało? Dostałem teoretycznie wczoraj od niej kosza i już pobiegłem do innej by się jakoś pocieszyć. W sumie może to i dobrze, że nie zastałem w domu Kamili… Od niechcenia spojrzałem na Hanę, która miała dość specyficzny wyraz twarzy. Ni to było zadowolona, ni to była wściekła. Jednak już z początku dobrze myślałem o niej, mówiąc że nie jest taką łatwą kobietą.
- Powodzenia.- rzuciła na odchodne Hana, wychodząc z lekarskiego.
Może gdyby i nie Kamila to poszedłbym za nią, a tak… Przecież musiałem zostać, by i u niej sobie nie nagrabić.
- Miałem wczoraj do Ciebie sprawę, ale to już nieważne.- wymyśliłem w końcu jakąś drętwą wymówkę, biorąc do ręki karty pacjentów.- Coś jeszcze? Bo jeżeli nie to wybacz, ale jestem w pracy.- dodałem już nieco bardziej sarkastycznie, piorunując kobietę wzrokiem.
Jak mogłem jej inaczej powiedzieć by po prostu sobie stąd poszła? Chyba bardziej bezpośrednio się już nie da, nieprawdaż?
- Przemyśl sobie Piotrze o co Ci chodzi i czego Ty w końcu chcesz.- odparła oburzona Kamila również wychodząc z pomieszczenia.
Na własne życzenie zostałem teraz sam. Czy jest mi szkoda? Chyba nie. Co gorsza na pytanie Kamili odnośnie tego czego chce, nasuwa mi się tylko jedna, jedyna myśl.- Hana. Jakoś po dzisiejszym dniu tylko bardziej mnie zaintrygowała. Może i była wkurzająca i aż nadto pewna siebie, ale właśnie to jest w niej inne. Nie jest jakąś szarą myszką, z którą można robić co się chce. Jak dla mnie, jest to spory plus.
W końcu złapałem za kartę Kariny, udając się w końcu w odwiedziny do swojej ulubionej pacjentki!
Kiedy przemierzałem korytarz jak zawsze nie mogłem zostać pominięty przez pielęgniarki, które od tak skierowały mnie do izby przyjęć.
Dyżur skończyłem na tym, że zakładałem jakieś drętwe opatrunki młodym chłopakom, którym zachciało się bawić zapałkami. Całe szczęście oparzenia były słabe, więc śmiało odesłałem ich do domów.
Byłem właśnie w lekarskim gdzie się przebierałem, kiedy coś błysnęło mi w oknie. Od niechcenia podszedłem i delikatnie uniosłem żaluzję by dokładnie zobaczyć co tam się dzieje. Oczywiście na pierwszy rzut oka rzuciła mi się ta cała Hana, wchodząc z Wiki i Agatą do rezydentów.
Zapewne chodziło o to całe przyjęcie z okazji jej przyjazdu. Prawdę powiedziawszy byłem dzisiaj wręcz skonany, a mimo to udałem się prosto do rezydentów. Zobaczenie bezcennej, zdziwionej i wściekłej miny Przemka będzie warte przemęczenia się jeszcze kilku godzin!
Głupio mi było pójść tak z pustymi rękoma, więc musiałem zajść jeszcze do jakiegoś sklepu po dobre whisky. Po wczorajszych atrakcjach jakoś odechciało mi się w zupełności wina. Pukając do drzwi rezydentów rozmyślałem jedynie o blondynce. Gdyby nie ten głupi zakład to nie robiłbym już z siebie debila, a tak nie mam wyjścia. Jeszcze ta dzisiejsza scena z Kamilą… Właśnie przez to nie mogłem doczekać się spotkania z Haną! Ciekawiła mnie po prostu jej reakcja na to wszystko i tyle.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz!- krzyknęła entuzjastycznie Consalida, wpuszczając mnie do środka.
- Chyba teraz są już wszyscy.- dodała jeszcze Wiki do kogoś za mną.
Z czystej ciekawości obróciłem się przez ramię. 
Tak jak myślałem, rudowłosa mówiła to do Hany… Kiedy Wiki odeszła nieopodal do Adama, bez nawet chwili zastanowienia podszedłem do blondynki.
- Witaj na pokładzie.- powiedziałem wesoło, czym samego siebie zaskoczyłem. Z początku przymuliłem, przez co dopiero po chwili wręczyłem Hanie whisky.
- Ponoć dobry rocznik.- dodałem jeszcze by przerwać tą monotonną ciszę.
Nie mogłem jej teraz jakoś rozszyfrować. Niby się uśmiechała, ale spojrzenie miała jakieś puste i aż nadto wygasłe. Impreza z jej okazji i nie ma humoru? Trochę słabo, nieprawdaż?
- Jeżeli mam być szczera to jest to moje ulubione whisky.- powiedziała w końcu blondynka dalej bez większego entuzjazmu.
- Coś się stało?- zapytałem mimo, iż nie powinienem.
Tak naprawdę nawet się nie znamy, nawet nie wiem czy się lubimy, a ja już się wtrącam i panoszę. Mocno skarciłem się za to w myślach!
- Dużo ludzi, impreza niespodzianka…- przemówiła Hana kątem oka zerkając na innych poruszających się w rytm muzyki w salonie…- To nie dla mnie.- dodała, znowu tak charakterystycznie przewracając oczami.
Od razu nasunęła mi się myśl, że robi to słodko. Czy ze mną naprawdę jest już tak źle? Jeśli tak, to wielka szkoda. Może będzie chociaż warto zwariować na jej punkcie!
- No to już mamy jedną cechę wspólną.- uśmiechnąłem się znowu dwuznacznie na nią spoglądając.- Chodźmy.- dodałem jeszcze, otwierając drzwi wejściowe.
Widziałem jak dziewczyna walczy sama z sobą czy pójść czy nie, lecz w końcu wymiękła! Wyszła z mieszkania, wcześniej odkładając whisky na komodę.
- Myślisz, że nikt się nie zorientuję że mnie nie ma? Przecież to niby moja impreza.
- Takich imprez przerobiłem już wiele i uwierz mi, że za godzinę żadne z nich nie będzie pamiętało tego wieczoru.- aż się dziwiłem, że jako tako klei nam się rozmowa. Wymiana zdań w porównaniu z wczoraj, a z dzisiaj jest wręcz nieporównywalna!
- To dokąd mnie prowadzisz?- zapytała blondynka nieco badając grunt, kiedy stanęliśmy na parkingu.
- Znam jedno fajne, ciche miejsce.- odparłem wymyślając.
Przecież ja nie znam takich miejsc! No chyba, że moją sypialnię, ale to nie na teraz.
- Myślisz, że wsiądę do samochodu faceta, którego nawet nie znam ?- blondynka nie dawała za wygraną.
Przez chwilę naprawdę pomyślałem, że jej nie przekonam. Kiedy zobaczyłem w oknie Adasia, wiedziałem, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce. Jeżeli teraz zobaczy, że uda mi się zabrać gdzieś Hanę to zakład będzie mój. Perspektywa zwycięstwa jak zawsze przyniosła mi wiele nowych pomysłów!
Miałem już zacząć wymyślać jakieś inne bajeczki, kiedy nagle zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam.- odparłem nieco spięty spoglądając na wyświetlacz.
Jak się okazało była to sąsiadka. Dzwoniła w imieniu babci, która ponoć pilnie mnie potrzebowała.
Chyba nikogo to nie zdziwi, że stało się to dla mnie priorytetem?
- Muszę lecieć.- dodałem już strasznie rozkojarzony, patrząc to na Hanę to na Adama w oknie.
- Rozumiem, że dziewczyna wzywa.
- Nie mam dziewczyny.- odparłem jeszcze na odchodne, otwierając drzwi od samochodu.
- No wiem, wiem widziałam dzisiaj.- blondynka tylko wzruszyła ramionami udając obojętność.
Coś mnie pokusiło, ponieważ ja tego tak wcale nie odebrałem!
- Jeżeli mi nie wierzysz to wsiadaj.- rzuciłem pewien siebie.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że blondynka wsiądzie do mojego samochodu! Jeszcze to, jak się wcześniej upierała… I co miałem teraz zrobić?
Przecież musiałem jechać do domu, a jej wyprosić nie mogłem bo wtedy byłby koniec.
W końcu bez słowa odpaliłem silnik, ruszając niemalże z piskiem opon ze szpitalnego parkingu.
Miałem olbrzymie obiekcje czy brać ze sobą Hane, czy też nie ale w końcu innego pomysłu nie brałem pod uwagę… Z resztą w tej chwili najważniejsza była dla mnie babcia, a wszystko inne to już po prostu drobne szczegóły.
Kiedy zaparkowałem przed klatką i zgasiłem silnik od razu spojrzałem na Hanę, która niemalże badała mnie wzrokiem.
- Nie wiedziałam, że będziesz zdolny do tego by wywieść mnie do swojego mieszkania.
- Siła wyższa.- odparłem od tak, wysiadając z samochodu.- Idziesz czy czekasz?- dodałem, naprawdę wychodząc z siebie.
Bałem się o babcie i tyle. Była ona jedyną moją rodziną i to zapewne przez to tak panikowałem. Wcześniej bowiem takowe sytuacje nie miały wcale miejsca.
- No przecież muszę sprawdzić czy kłamiesz.- Hana odpięła pasy, po czym również wysiadła.
Tym zachowaniem zaskoczyła mnie już nieziemsko! Tak się zarzekała, a tu proszę.
Wchodziliśmy bardzo szybko schodami, ponieważ nawet nie miałem cierpliwości by czekać na windę. Kiedy szukałem chaotycznie po kieszeniach kluczy, kątem oka spojrzałem na blondynkę, która również nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Coś się stało?- zapytała się po raz pierwszy tak naprawdę poważnie.
Nic już nie odpowiedziałem tylko otworzyłem drzwi. Wpadłem do mieszkania jak oparzony, nawet na chwilę zapominając o obecności blondynki.
Wszystkie światła w mieszkaniu były pozapalane, co mnie tylko bardziej zdziwiło. Kiedy wszedłem do salonu zobaczyłem siedzącą w fotelu babcię, trzymającą w rękach jakieś pudełko.
- Piotruś!- krzyknęła staruszka niezmiernie uradowana moją osobą.
Kiedy jednak jej spojrzenie zrobiło się aż nadto zdziwione, sam obejrzałem się przez ramię. No tak…- Hana. I jak ja teraz to wszystko im wytłumaczę?
- Babciu co się dzieje? Dlaczego Pani Jadzia do mnie dzwoniła zaniepokojona żebym przyjechał?
Kobieta tylko odłożyła trzymane w dłoniach pudełko na stół, wstając z krzesła.
- Teraz to może poczekać.- babcia szeroko uśmiechnęła się w stronę Hany, czym mnie tylko bardziej zaskoczyła.- Lepiej mi powiedz kogo tak pięknego przyprowadziłeś do naszego domu?- zapytała zadowolona jak i zdziwiona, robiąc krok w stronę blondynki. Mina Hany również była bezcenna!

Czytajcie, promujcie, kochajcie ! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje, że każde słowo ;)