Pages - Menu

piątek, 19 sierpnia 2016

Kilka słów wyjaśnienia...



Witam serdecznie,

niestety przybywam do Was z dosyć nieciekawą informacją!

Po pierwsze, przez nowe zobowiązania naprawdę nie mam czasu na pisanie opowiadań. Próbowałam „wskrzesić” bloga niejednokrotnie, ale jak sami wiecie, bez tej ciągłości i systematyczności z mojej strony nie jest to wykonalne.

Przykro mi to pisać, ale niestety ostatecznie zawieszam bloga. Nie będę go usuwała, gdyż jest jednak rzesza fanów, którzy lubią wracać do starych wpisów.

Jeżeli chodzi ogólnie o moje pisanie, to z tym jednak nie kończę – nie mam po prostu czasu na zagłębianie się w historie miłosnych zawirowań HaPi, lecz pisanie jest mi nadal bliskie. Możliwe również, że niebawem ruszę z nowymi projektami, więc jeżeli zaciekawiło kogoś moje pisanie i chciałby nadal je śledzić to z pewnością jak tylko ruszę z nowymi pomysłami to się nimi z Wami podzielę, tutaj na: hapitruelove.blogspot.com!

Pamiętajcie, że zawsze jestem na tym blogu. Zawsze go śledzę. Nie oszukujmy się, ale ponad 3 lata pisania zostało we mnie jak i mam nadzieję w Was, Drodzy Czytelnicy głęboko zakorzenione.

Nie lubię pożegnań i dlatego ten wpis nim nie będzie. Warto śledzić zarówno fanpage na facebooku gdyż tam również może się coś zawsze ciekawego pojawić.

Możliwe jest także to, że po jakimś okresie blog ruszy na nowo!! -> wtedy już z pewnością z inną tematyką lecz zapewniam, iż najzwyczajniej świecie możecie tutaj zaglądać bądź pisać do mnie na FB, a ja zawsze z ogromną przyjemnością odpowiem na wszystkie Wasze pytania.

(Gdybyście czytali inne moje opowiadania, zupełnie nie o Leśnej Górze czy NDiNZ to proszę napisać w komentarzu - wtedy z pewnością mogę się na to zgodzić i w formie internetowej książki wrzucać np. po 1 rozdziale, który miałby jak typowo w książce ok. 30-40 stron. --> Jeżeli tylko kogoś to zainteresuje to naprawdę proszę o tym napisać - da mi to wiele do myślenia!).

Pozdrawiam,

M.

czwartek, 14 lipca 2016

Opowiadanie Epic - cz.26



Chcieliście szybciej nexta, to łapcie!
Nieco się dzieje, ale i tak szok będzie w jeszcze kolejnej części.

Pozdrawiam!






Przez ciężki przypadek musiałem zostać po godzinach w szpitalu. Operowałem chyba kilka godzin, już sam straciłem poczucie czasu. Najgorsze było jednak to, że właśnie podczas operacji wyszło na jaw, że brakuje morfiny. Gdyby ten pacjent nie przeżył.. byłoby to z mojej winy.
Zdenerwowany jak nigdy, wszedłem do gabinetu Trettera gdzie policjanci kolejno przesłuchiwali personel. Nadszedł czas na mnie, więc starałem się zachować stoicki spokój.. chociaż z zewnątrz!
- Proszę usiąść.- funkcjonariusz wskazał miejsce po drugiej stronie biurka, gdzie sam siedział.- Nazywam się Rafał Borkowski. Sierżant, Rafał Borkowski..- urwał, wstając z miejsca.- Jak już pan pewnie słyszał, w szpitalu zgłoszono kradzież leków.. i to nie jednego czy dwóch, lecz niemalże całego zapasu niejakiej morfiny.. Co pan robił między godziną trzynastą a piętnastą dzisiejszego dnia?
Zaskoczony tym, że podał wyjątkowo trafne godziny kiedy to ukradłem morfinę, zbladłem w jednej chwili. Sierżant musiał to wyczuć, ponieważ natychmiast zapisał coś w tym swoim notesiku.
- Z zeznań świadków wynika, że z osób które miały dyżur, przy stole operacyjnym o tej porze nie stał ani pan, ani doktor Konica.
- Tak, nie miałem wtedy operacji.- odpowiedziałem natychmiast.- Co do wcześniejszego pytania, to po prostu kontrolowałem pacjentów i..
- I?- od razu wyłapał funkcjonariusz.- Chce pan coś dodać doktorze?
- I miałem pewną bliższą relację z jedną z koleżanek z pracy.. może to zapewne potwierdzić.- wzruszyłem ramionami, jak gdyby nigdy nic.
- Tak, to już wiemy.- policjant znowu coś napisał w tym swoim notesiku.- Ze wstępnego dochodzenia wynika, że to właśnie pielęgniarka Ewelina Bonad pracująca w tym szpitalu od niecałych dwóch tygodni dzisiejszego dnia miała dostęp do magazynu z lekami.
Na te słowa dosłownie poczułem, jak gdyby grunt usuwał mi się spod stóp.
Do jasnej cholery! Chciałem wykorzystać tę dziewczynę, ale tylko po to, żeby zdobyć leki.. nie chciałem narażać ją na to wszystko!
- Przepraszam ale czegoś nie rozumiem.- wszedłem policjantowi w słowo.- Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Skoro łączy pana jakaś więź z panią Eweliną, zauważył pan może coś dziwnego w jej zachowaniu? Jakieś spięcie? Może coś wspominała? Proszę się zastanowić doktorze.
- Nie, nic nadzwyczajnego nie zauważyłem.- spojrzałem z politowaniem na policjanta, by udać, że nic a nic mnie to wszystko nie interesuje.- Coś jeszcze?- zagadnąłem.
- Nie, nie mam więcej pytań.. Ale gdyby coś pan sobie przypomniał, proszę dzwonić na ten numer.- podał mi do ręki kawałek kartki z numerem telefonu.- Wszystko może się przydać, by pomóc złapać winnego.
- Jasne, rozumiem. Dzięki.- skinąłem już tylko głową, w pośpiechu wychodząc z gabinetu.
Jako, że mój dyżur już dawno dobiegł końca, od razu postanowiłem udać się na miejsce spotkania gdzie miałem oddać Jackowi tą całą torbę morfiny. Umówiliśmy się z Adamem, że zostawi to wszystko w moim bagażniku. Bałem się go otworzyć, ale musiałem sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu.
Kiedy to uczyniłem, poczułem się jeszcze gorzej niż przedtem. W pośpiechu zamknąłem bagażnik, wsiadając za kierownicę. W nawigacji wpisałem adres jaki dostałem poprzedniego dnia od Jacka. Miałem jechać na to spotkanie z Adamem, ale wolałem nie ryzykować jeszcze jego kariery..
Zbliżałem się do ustalonego miejsca, którym była niewielka wieś pod Warszawą. Wjechałem już w jakąś leśną uliczkę, gdzie dookoła było ciemno..
Nic nadzwyczajnego, skoro dochodziła północ.
Rozdzwonił się mój telefon jakby tego brakowało. Byłem pewien, że to ten goryl Jacek, lecz nieco mi ulżyło kiedy na wyświetlaczu pojawił się numer Hany.
- Piotr? Gdzie Ty się podziewasz?!- chyba była lekko zdenerwowana.- Nie wiem który raz już do Ciebie wydzwaniam.- dodała nieco ciszej.
- Miałem dużo operacji, wybacz.
- Gdzie jesteś?
- Za niedługo będę w domu.
- Piotr, co si..ę dziej…- musiałem stracić zasięg, ponieważ nie zrozumiałem już ani słowa z tego, co mówiła blondynka.
Cisnąłem komórką gdzieś w bok, przybierając niemalże grobową minę, kiedy dojechałem na miejsce.
Miejscem spotkania była jakaś opuszczona chatka w środku lasu.. niezły scenariusz, co nie?
Wysiadłem niepewnie z samochodu, gdzie po chwili dostrzegłem w oddali kilka postaci, które zbliżały się w moją stronę.
- A już myślałem, że dasz ciała.- mimo, iż nie widziałem Jacka, byłem pewny, że to jego głos.- Jestem w szoku doktorku!- szyderczy śmiech jakim mnie obdarował, dosłownie spowodował ciarki na moim ciele.. Nie z powodu strachu, lecz bardziej obrzydzenia do jego osoby..- Mam nadzieję, że nie byłeś tak głupi by mnie wystawić, co?
- Nie.- odparłem natychmiast.- W bagażniku masz to, co chciałeś. Zabierz to i znikaj.
- Ooo widzę, że jesteś konkretny.
- Zawsze.
- Dobra, w takim razie sprawdźmy co tam dla mnie masz.
Jacek obszedł mój samochód, po chwili otwierając bagażnik. Sięgnął po torbę, kładąc ją w ułamku sekundy na masce mojego auta. Otworzył suwak, wyjął jedną buteleczkę morfiny, bacznie się jej przyglądając.
- Świetnie. O to mi chodziło.- spojrzał na mnie sponad fiolki.- może chciałbyś wyświadczyć mi jeszcze jedną przysługę?
- Zapomnij!- prawie krzyknąłem.- Umówiliśmy się, że kiedy dostarczę Ci to gówno to odczepisz się ode mnie i mojej rodziny.
- Jasne.- Jacek wzruszył ramionami.- Ale zapewne pracując w szpitalu, dobrze wiesz jak to wypadki chodzą po ludziach?
- Nie radzę.- szedłem w zaparte, bo już tylko to mi pozostało.
W oddali dostrzegłem policyjne syreny, przez co później wszystko potoczyło się aż za szybko.
Jacek i jego grupka pomyślała oczywiście, że to ja ich sypnąłem. Zdążyłem przez to dostać jeszcze kilka ciosów, zarówno w głowę jak i kilka kopniaków po całym ciele, kiedy już leżałem jak kłoda na ziemi. Pamiętam również, że w ustach czułem smak krwi. Później ktoś wołał moje imię, ale nie pamiętam kim była ów osoba. Dlaczego? Pewnie dlatego, że straciłem przytomność.
Obudziłem się.. sam nie wiem co to było za miejsce.. Próbowałem wstać, ale wszystko mnie bolało. Najbardziej jednak żebra.. Kiedy zacząłem dotykać to miejsce, byłem pewien, że co najmniej dwa z nich mam połamane.
Po prostu świetnie!
Byłem w jakimś dziwnym pokoju. Siedziałem pod ścianą w swoich podartych i zakrwawionych ubraniach. Próbowałem z całych sił się podnieść, ale przez żebra nie byłem w stanie.
Dopiero po dłuższej chwili otworzyły się spore, metalowe drzwi po drugiej stronie pomieszczenia.
Do środka weszło jakichś dwóch facetów, ubranych w garnitury. Czułem się jak w jakimś filmie akcji, tyle że na film to niestety nie wyglądało…
- Gdzie jestem?- zapytałem zachrypniętym głosem.
- Dopóki nam nie wyjaśnisz co robiłeś w lesie, niczego Ci nie powiemy.- Panowie usiedli przy biurku, czekając najpewniej aż do nich dołączę.
Nie wyglądali na takich co by chcieli mi pomóc, więc jakoś o własnych siłach, po naprawdę długiej chwili usiadłem na krześle, naprzeciw tej dwójki.
- Nie pamiętam co się wydarzyło.- skłamałem, nie wiedząc z kim mam do czynienia.
- Nasz informator zapewniał nas, że dobrze wiedziałeś co robisz.
- Czyli co?- zapytałem.
- To Ty wykradłeś ze szpitala w Leśnej Górze morfinę. Zrobiłeś to dlatego, że zostałeś zaszantażowany.- Jeden z policjantów wyciągnął na stół zdjęcie, które przesunął w moją stronę.- Czy to ten mężczyzna ci groził?
Spoglądając na fotografię dostrzegłem twarz Jacka, na co już tylko skinąłem głową.
- Wiemy, że groził pańskiej rodzinie, dlatego zarówna pańska partnerka jak i babcia dostały ochronę. Będą ją miały do czasu, dopóki będziesz z nami współpracował, jasne?
Ponownie skinąłem głową, zapominając o języku w buzi.
- Świetnie.- odezwał się w końcu drugi z mężczyzn.- Oczywiście, mimo iż byłeś zaszantażowany, taka rzecz nie może ujść bez żadnej odpowiedzialności.. Sprawa trafiła do prokuratora, który przewiduje w twoim przypadku dwie możliwości..- Albo zostajesz zawieszony w swoim zawodzie na czas postępowania w schwytaniu Jacka W. i zostaniesz objęty programem świadka koronnego, na koniec którego jeżeli wszystko się uda dostaniesz co najwyżej wyrok w zawieszeniu.. Albo pójdziesz do więzienia na okres co najmniej sześciu lat, jeżeli nie zechcesz z nami współpracować.
- Jakby to wszystko miało wyglądać?- zdołałem zapytać tylko o to.
- Wrócisz do domu, gdzie będziesz musiał skontaktować się z głównym podejrzanym Jackiem W. Nie muszę wspominać, że próbujemy go złapać już od kilku dobrych lat, ale to właśnie dzięki pańskiemu przyjacielowi udało nam się prawie go dorwać.
- Dzięki komu?- dalej nic z tego nie rozumiałem.
- Niejaki Adam Krajewski poinformował nas o całym zdarzeniu.- jeden z mężczyzn odebrał telefon, do którego nie odezwał się ani słowem.- A teraz zostaniesz przewieziony do szpitala, gdzie dokładnie zbadają twój stan.. Oczywiście rozumiem, że zgadzasz się na współpracę?
- Chyba nie mam innego wyjścia.- odpowiedziałem.
- Tak też myślałem. Lecz zanim to jednak nastąpi, jest kilka osób, które chciałyby się z tobą zobaczyć.- mówiąc to, wstał z miejsca udając się w kierunku drzwi, przez które wcześniej obydwaj weszli.
Otworzył je na oścież, gdzie po chwili zobaczyłem znajome mi twarze. Dlaczego jednak nie byłem do końca przekonany, że to aby na pewno te twarze chcę widzieć?

I jak?

Kooomentujcie!

piątek, 8 lipca 2016

Opowiadanie Epic - cz.25



Taki odstęp w nextach, ponieważ byłam poza zasięgiem na wakacjach!

Łapcie nexta Epic, kolejny w poniedziałek!


Miłego weekendu







Z samego rana pojechałem do Krajewskiego. Udało mi się nawet nie obudzić Hany. Ostatnie dni i tak były dla niej wystarczająco przytłaczające, więc chciałem jej zaoszczędzić dodatkowego stresu.
Postanowiłem wybaczyć przyjacielowi wpadkę z niedotrzymaniem mojej tajemnicy o zakładzie.. w końcu każdemu zdarzy się popełnić błędy, prawda?
Obecnie siedziałem ze zwieszoną głową w salonie Adama. Dlaczego? Otóż dlatego, że wszystko mu opowiedziałem. Od A do Z, wiedział teraz wszystko. Miał świadomość tego, na czym stoję. Opowiedziałem mu całą historię z Sandrą, Jackiem, Haną i morfiną.. Co do tego ostatniego nadal nie wiedziałem co mam myśleć, zważywszy na to, że za niecałą godzinę zaczynałem dyżur.
- Stary, idź na policję.- skomentował ostatecznie Krajewski moje wszystkie wywody.- Może ten gościu walił ściemę, że ma tam układy.. Poza tym Warszawa to duże miasto.. Jest wiele komisariatów, a nie uwierzę w to, że ma znajomości na każdym.
- A co jeśli się o tym dowie?- zapytałem w totalnej rozsypce.
- Chyba nie zamierzasz zwinąć dla niego tej morfiny!
- Muszę ją ochronić.- odparłem zamyślony.
- Wiem.. ale przecież masz mnie.- Adam mówił do mnie to tak poważnym głosem, jakiego nigdy wcześniej u niego nie słyszałem.- Mam na myśli to, że możemy pojechać na miejsce gdzie masz dostarczyć tą całą torbę.. Będzie nas dwóch, ich było mówiłeś łącznie pięciu. Mamy szansę.
- Adaś dzięki, ale nie będę ryzykował Twojego życia.- w tej chwili rozdzwonił się telefon mojego przyjaciela, który leżał nieopodal mnie, dzięki czemu dobrze widziałem kto się do niego dobija.- Z resztą Wiki obdarłaby mnie ze skóry, gdyby coś Ci się stało.- dodałem to już pół żartem, pół serio patrząc wymownie w stronę kumpla.
- No to masz dwa wyjścia.- zmienił szybko temat Krajewski.- Albo idziesz z tym na policję, albo zwiniesz to gówno ze szpitala.
- Myślisz, że jestem w stanie wynieść sam całą torbę morfiny jak gdyby nigdy nic?
- Nie ma szans.- Adam wyglądał na zamyślonego.- Ale razem damy radę.
- Nie, nie, nie.- wstałem z miejsca, chodząc dookoła.- Nie będę ryzykował ani Twojego zdrowia, ani kariery.. Jasne?
- Przecież nikt się o tym nie dowie.. Po prostu musisz podać mi tą całą torbę, albo raczej rzucić ją przez okno.. jeżeli będziemy mieli szczęście, morfina się nie stłucze, a w szpitalu nikt nas nawet nie będzie podejrzewał.
- Myślisz, że to ma sens?
- A kochasz ją?- zapytał Adaś, przez co popatrzyłem na niego natychmiast oprzytomniony.- Widzę, że tak, więc musi mieć sens.

***

Mijała właśnie połowa mojego dyżuru, kiedy to mieliśmy z Adamem wdrążyć nasz plan w życie. Stwierdziliśmy, że lepiej będzie dokonać tego wszystkiego podczas dyżuru, a nie na jego koniec, gdyż wtedy większość osób z góry mogłaby mnie podejrzewać.
Plan był aż za prosty. Polegał on bowiem na tym, iż miałem wejść do dyżurki pielęgniarek po klucz od pomieszczenia, w którym trzymane są większe zapasy leków. Później miałem dostać się tam niezauważalnie, zapakować torbę i przez okno spuścić ją na lince całą do Adama. Proste, nieprawdaż?
Z takim nastawieniem i chyba maksymalnym ciśnieniem wziąłem się do roboty.
Przez szybę na korytarzu zobaczyłem, że dyżurka pielęgniarek jest pusta. Rozejrzałem się dookoła i nie zauważając w pobliżu żadnej z sióstr, wszedłem do środka.
Szukałem tego całego pliku kluczy na małym kółeczku które mają pielęgniarki, ale nigdzie go nie widziałem. Spojrzałem nawet do każdej szafki – daremnie.
Zrezygnowany i jednocześnie załamany chciałem wyjść na korytarz, kiedy to nasza nowa pielęgniarka, która właśnie odbywała staż weszła do dyżurki. Skąd to wiedziałem? Adamowi nie mogła umknąć stosunkowo ładna, młoda kobieta, przez co i ja zostałem o tym poinformowany.
- O doktorze.- najwyraźniej była zaskoczona moim widokiem.- Szuka pan kogoś? Mogę w czymś pomóc?- zadając te pytania była mocno spięta.. w dodatku kręciła w kieszeni mundurku czymś, co przypominało to kółeczko, na którym wisiały klucze tak bardzo mi potrzebne.
Musiałem zacząć działać do razu, póki nie było świadków. W jaki sposób mogłem zagarnąć te klucze? Do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł, za co w tej samej chwili siebie znienawidziłem!
- Słyszałem, o jakiejś nowej pielęgniarce..- zacząłem udając najbardziej prawdziwie, jak tylko potrafiłem.- Nie sądziłem tylko, że była mowa o tak pięknej siostrze.
Kiedy jej zdziwiona mina przemieniła się po chwili w spory uśmieszek, wiedziałem że połknęła haczyk. Najwyraźniej to jej wcześniejsze spięcie i zdenerwowanie było spowodowane moją skromną osobą!
- Nazywam się Piotr Gawryło..- zbliżyłem się do niej o kilka kroków, bacznie patrząc jej w oczy. Kiedy wyciągnęła rękę z kieszeni w której były klucze, kątem oka je dostrzegłem. Teraz to już musiałem postawić wszystko na jedną kartę, by się udało!- Ty masz jakieś imię?- dopytywałem dalej, zmniejszając dystans między nami.
- Ewelina.. Ewelina Bonad.- podała mi tą swoją drobną rączkę, którą musiałem naprawdę z przymusu uścisnąć.
Później wszystko wydarzyło się szybko. Niby to zupełnie przypadkiem zrzuciłem ze stołu komplet igieł i strzykawek, po które Ewelina natychmiast się rzuciła. Kiedy razem kucaliśmy by je podnieść z ziemi, wpatrywała mi się tak intensywnie w oczy, że musiałem zachować się jak ostatnia świnia i ją pocałować.. Tak, pocałować! Kiedy zacząłem pocałunek, był naprawdę delikatny. By jednak móc ją jakoś rozsądnie objąć i wyjąć te przeklęte klucze pozwoliłem jej na coś, czego później bardzo żałowałem.. Otóż ta dziewczyna pogłębiła pocałunek, jakby to było coś normalnego!
Wykorzystując ten moment, objąłem ją w końcu jedną ręką w tali, drugą przetrzymując jej kark tak, by gdy jednak otworzy oczy, niczego nie zauważyła.. Kiedy sięgnąłem już dłonią po kółeczko, usłyszałem tylko czyjeś chrupnięcie za naszymi plecami, przez co odskoczyłem z dobrym pretekstem od dziewczyny jak oparzony!
- Ty się chyba nigdy nie zmienisz.- Zapała już zaciskał zęby i pięści, jakby chciał dać mi w ryj.. Właściwie to czemu nie? Należało mi się.. wolałem nawet w tej chwili nie myśleć o Hanie, która za tą całą sytuację najpewniej urwie mi głowę!
- To moja wina.- zaczęła Ewelina, przez co zarówno ja jak i Przemek spojrzeliśmy na dziewczynę mocno zaskoczeni.- Przepraszam doktorze, to już się więcej nie powtórzy.- odparła onieśmielona, pośpiesznie wychodząc z dyżurki.
Zrobiło mi się jej w tej chwili tak szkoda, że wyrzuty sumienia natychmiast zaczęły zżerać mnie od środka.. Co ja sobie do jasnej cholery wyobrażałem?!
- Nawet nie myśl o tym, żeby zaraz pobiec i powiedzieć o wszystkim Hanie.- przypływ adrenaliny i wyrzutów sumienia przysłoniły moje racjonalne myślenie..- Nie zdążyłem jej odepchnąć, kiedy się na mnie rzuciła.. Sam widziałeś, że przeprosiła więc nie ma tematu.. Rozumiemy się?
Nie czekając już na odpowiedź Zapały, który był w jeszcze większym szoku niż ja sam, wyszedłem na korytarz, udając się prosto do pomieszczenia z morfiną.. Najwyraźniej dopisywało mi dotychczas szczęście, ponieważ pierwszy klucz jakim próbowałem otworzyć te drzwi, od razu zadziałał!
Będąc już w środku zapaliłem tylko dwa razy światło, po czym je zgasiłem – taki znak, jaki ustaliliśmy sobie z Adamem.
Zapakowałem podręczną torbę, na uchwytach której przywiązałem średniej grubości sznurek. Nie było mowy, by nie wynikła z tego żadna afera w szpitalu, ponieważ zabrałem jednak większą część zapasów.
Otworzyłem okno i delikatnie zacząłem ją spuszczać. Adam był już na dole. Po naprawdę krótkiej chwili, Krajewski trzymał już w dłoniach torbę, którą miał wrzucić na tylnie siedzenie mojego samochodu.
Czułem się w tej chwili jak bydlak, a nie jak bohater.. Niby i ratowałem siebie i Hanę w obliczu tego całego Jacka, ale musiałem wykorzystać do tego bezbronne osoby, takie jak Ewelina czy Adam…
Z pomieszczenia również udało mi się wyjść niezauważonym. Całe szczęście, że w tej części szpitala nie ma kamer, bo nic by z tego nie wyszło! Przechodząc już obok dyżurki, rzuciłem tylko plik kluczy na stół, po czym udając się dalej naprzód, w lekarskim zauważyłem Ewelinę.
Była sama, więc wszedłem do środka. Kiedy na mnie spojrzała, wyglądała na mocno zdezorientowaną – w sumie nic dziwnego.. nawet nie stanąłem w jej obronie.
- Przepraszam Cię za wcześniejszą sytuację. Naprawdę przepraszam.- powiedziałem tylko tyle, po czym zawołany przez pielęgniarkę udałem się w ślad za nią.
Jakiś ciężki przypadek czekał na mnie na stole operacyjnym, podczas gdy wewnątrz cały chodziłem, roztrzęsiony jak jakieś małe dziecko... Co ja najlepszego zrobiłem?

KOOOMENTUJCIE!

niedziela, 19 czerwca 2016

Opowiadanie Epic - cz.24


Witam!
Na wstępie musicie wybaczyć mi to tygodniowe opóźnienie – dzięki temu, że trochę się postarałam na uczelni jestem już po wszystkich egzaminach i oficjalnie zaczynam wakacje!
W związku z tym, od razu mam dla Was nexta EPIC!

Miłego czytania.




Następne godziny Hana spędziła w samotności zamknięta w mojej sypialni. Próbowałem tam wejść, ale nie chciałem robić niczego, przez co mógłbym ją tylko bardziej zranić. Czekała mnie najpewniej bezsenna noc, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. Chciałem z nią porozmawiać. Dowiedzieć się, co takiego złego powiedziałem, że aż tak zareagowała.. Za każdym razem kiedy jednak chwytałem za klamkę od drzwi, ogarniała mnie panika. Cofałem się o kilka kroków do tyłu, czując się beznadziejnie bezradnym człowiekiem.
Siedziałem na podłodze, skulony pod ścianą z opuszczoną głową, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Odebrałem go, będąc już w pełni świadom czyj głos usłyszę po drugiej stronie.
- Zdawało mi się, czy przypadkiem umówiliśmy się wcześniej na pogawędkę doktorku?
Na te słowa tylko zacisnąłem pięści.
- Gdzie jesteś?- zapytałem zachowując spokój.
- Tak się składa, że pod Twoim domem doktorku. Czekam na dole.
Rozłączyłem się nim on pierwszy zakończył połączenie. Wstałem i w stosunkowo szybkim tempie opuściłem swoje mieszkanie, zamykając jednakże blondynkę na klucz – nigdy nie wiadomo, co w jej obecnym stanie mogłoby jej wpaść do głowy.
Wychodząc z bloku poczułem nagły przypływ adrenaliny widząc tego całego Jacka.
Stał oparty o samochód ze sporym uśmiechem na twarzy. Mierzył mnie od góry do dołu, najpewniej myśląc o tym samym co ja, czyli o zemście.
- Czego chcesz?- powiedziałem to tak cicho, że stojąc niecały krok od niego, musiał to usłyszeć aż za dobrze.
- Nie podoba mi się to, że tak namieszałeś w głowie Sandrze.
- Człowieku!- aż podniosłem głos.- Mnie z nią nic nie łączyło. Pomijając to, że od czasu do czasu lądowaliśmy w łóżku!
- Tym bardziej widząc Twoją twarz mam ochotę Ci na nią napluć. Potraktowałeś ją jak zabawkę!
- A Ty jak ją potraktowałeś? Bijąc ją, zachowałeś się naprawdę jak dżentelmen! Z resztą kiedy sypialiśmy ze sobą, ona była wolna. Wiedziała, że nic między nami nigdy nie będzie.
- Tą drugą.. ją też tylko bzykasz?! Bo wygląda na taką, co lubisz ostr…
Nie pozwoliłem mu skończyć, ponieważ mój prawy prosty ponownie wylądował na jego parszywej gębie. Kiedy usunął się delikatnie w tył, zaczął się tylko jednocześnie śmiać.
- Czyli to jest to. W blondynce się bujnąłeś.
- Masz teraz zamiar rozmawiać o moim życiu uczuciowym?-zapytałem gotowy do dalszej bójki, lecz ten nawet nie zamierzał mi oddać czym mnie tylko bardziej zaskoczył.
- Mam w dupie Twoje życie uczuciowe.- uśmiech nagle zszedł z jego twarzy.- Ale jeżeli tak bardzo zależy Ci na blondynie, to wyświadczysz mi małą przysługę.
- Zapomnij!
- Jesteś pewien? Chcesz, żeby jej piękna twarzyczka wyglądała jeszcze gorzej niż Sandry?!
- Co to miałaby być za przysługa?
- W końcu zaczynasz gadać doktorku do rzeczy.- goryl podszedł, kładąc mi jednocześnie dłoń na ramieniu.- Potrzebuję morfiny. Dużo morfiny.. a z tego co wiem, to w szpitalu macie jej pod dostatkiem.
- Pielęgniarki i owszem, ale to one mają do tego oficjalnie dostęp, a nie my lekarze.
- To już mnie nie interesuje.- wzruszył ramionami, wyciągając z kieszeni spodni jakąś karteczkę.- Jutro do północy masz mi dostarczyć całą torbę morfiny pod ten adres.
- To nie jest wykonalne tak szybko!- powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Mam się powtarzać? Już mówiłem, że to mnie raczej nie interesuje. Masz czas, żeby wszystko do jutra załatwić, bo inaczej blondyna mnie zapamięta. I to raczej nie od tej dobrej strony.
- Jeśli ją choćby dotkniesz, to..
- To co?- Jacek pstryknął palcami i w jednej chwili z pobliskich aut wysiadło kolejno czterech goryli, zupełnie jak on sam.- Doktorku.. żeby było jasne, ja nie żartuję.. Jeżeli do jutra nie załatwisz mi morfiny, to równie dobrze przyniesiesz na swoja blondyneczkę śmierć.. A i jeszcze jedno.- zaczął mówić, powoli odsuwając się w kierunku swojego samochodu.- Nie radzę dzwonić na policję.. Jakby Ci to powiedzieć, mam układy w tym mieście.. i nikt nigdy nie uwierzy, jeśli chciałbyś mnie podkablować.. a jeśli nawet spróbujesz, to wiesz czym to się skończy?- nie czekając już na moją odpowiedź zapakował się do swojego samochodu i odjechał, a po chwili i jego pieski.
Stałem w tej chwili pod blokiem kompletnie załamany.. Nie dlatego, że bałem się tego typa. Bałem się owszem, ale tego, że mógłby skrzywdzić Hanę.
Wiedziałem, że zabranie takiej ilości morfiny ze szpitala będzie wręcz niewykonalne. Miałem co prawda jutro cały dzień dyżur w pracy, ale czy odważę się na takie coś? Jeśli ktoś mnie przyłapie, to jednocześnie mogę pożegnać się ze swoją karierą, a jednocześnie Haną.. Na pewno by mi czegoś takiego nie wybaczyła!
Wróciłem więc do mieszkania jeszcze bardziej zdezorientowany niż wcześniej. Nieco zaskoczył mnie widok Hany, która wraz z moją babcią popijała jak to zwykle – herbatkę.
- Babciu, zostawisz nas na chwilę samych?- zagadnąłem na wstępie bez zbędnych ceregieli.
- Oczywiście synku.- rzekła, wychodząc do swojego pokoju.
Usiadłem wtedy na jej miejscu, bacznie obserwując blondynkę.
- Powiesz mi wreszcie, o co Ci wcześniej chodziło? Co takiego złego powiedziałem?
- Nic, naprawdę.
- Małe mi nic, skoro na moje wyznanie uciekłaś z płaczem do pokoju.
- Piotrze..- zaczęła Hana takim tonem, że już wiedziałem, iż nie wróży to niczego dobrego.- Lubię Cię. Naprawdę.. myślę, że nawet część mnie odwzajemnia Twoje uczucia, ale nic z tego nie będzie. Nie jestem partnerką, na jaką zasługujesz..
- O czym Ty teraz mówisz?- aż ukląkłem przed nią by na mnie spojrzała, gdy opuściła twarz w dół.- Dałaś mi szansę, mimo tego wszystkiego.. tego zakładu i tego życia jakie kiedyś prowadziłem.. Poważnie uważasz, że zasługuje na kogoś lepszego? Bo moim zdaniem już wygrałem los na loterii, jeżeli cokolwiek do mnie czujesz.
- Czuję, ale..- uroniła jedną małą łezkę, którą szybko otarła.- Nie nadaję się do tego..
- Do czego kochanie?- kciukiem otarłem kolejną kroplę z jej policzka, czując się całkowicie zdezorientowany.- Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie Hana, dobrze?
Kiedy twierdząco pokiwała głową, natychmiast zacząłem..
- Kochasz mnie?- zapytałem wprost.
Przez to zapytanie zaczęła ze sporą intensywnością wpatrywać się w moje oczy. Nie wiedziałem, czy zastanawia się nad odpowiedzią bo jej nie zna, czy też wolałaby jej nie znać..?
Chwila ta trwała dla mnie całą wieczność, lecz w końcu przemówiła i to drżącym głosem.
- Tak. Kocham Cię, ale to niczego nie zmienia.
- Nie zmienia czego? Hana bądź ze mną szczera na miłość boską!
- Nigdy nie będziesz ze mną w pełni szczęśliwy, rozumiesz?
Pokiwałem bezradnie głową, kompletnie nie wiedząc o co jej może chodzić.
- Jest coś, o czym nie wiem? Możesz mi powiedzieć wszystko..
- Ja.. pamiętasz o tym, jakbyś chciał mieć ze mną dom i gromadkę dzieci? Cóż, problem polega na tym, że ja nigdy nie będę miała dzieci.. i na pewno nie pozwolę na to, byś się ze mną w pełni związał.. nie mogę Ci tego zrobić zwłaszcza teraz, wiedząc ile to dla Ciebie znaczy.
- Hana..- musiałem wziąć jej twarz w dłonie by na mnie spojrzała.- Musisz mi uwierzyć, że powiedziałem to w przypływie emocji.. Mi to nie przeszkadza, naprawdę.. Liczysz się tylko Ty.
- Teraz tak mówisz.
- Tak.- wszedłem jej w słowo.- Mówię tak teraz i będę mówił do końca życia. Istnieje poza tym teraz wiele nowoczesnych technologii, medycyna się rozwija.. Wszystko jest możliwe.
- Nie w moim wypadku.
- To nie ma znaczenia.- by jakoś przerwać tą irracjonalną sytuację musiałem ją pocałować.
Delikatnie, ale zarazem namiętnie i zmysłowo. Kiedy oddała pocałunek, ogromny kamień spadł z mego serca.
Jeżeli moja miłość nie mogła mieć dzieci i nic nie można było z tym zrobić to trudno – dla mnie znaczenie miała tylko ona...i właśnie dlatego postanowiłem jutro spróbować zabrać morfinę ze szpitala. Nie tyle dla mnie i dla Hany ile dla niej samej. Wyjawiła mi swoje największy blizny, zupełnie jak ja jej. Powoli stawaliśmy się całością i najwyraźniej nic nie mogło tego zmienić.. Miałem taką nadzieję…

Myślicie, że Piotr da radę z tym całym Jackiem?

KOOMENTUJCIE!

wtorek, 31 maja 2016

Opowiadanie Epic - cz.23


Więc tak.
Niestety w tym opowiadaniu nie mamy nagłego przeskoku w czasie, lecz w następnej części będzie się działo!

Miłego czytania!






Udałem się do najbliższego parku. Nie wiedziałem czy znajdę Hanę akurat tutaj, ale musiałem spróbować. Brakowało mi tchu, lecz nie było to ważne. Nic nie było równie ważne jak to – by ochronić miłość mego życia. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co pomyślałem o Goldberg. Najwyraźniej w ekstremalnej sytuacji nasze priorytety życiowe się drastycznie zmieniają.
Biegałem jak oszalały. Minęło dobre kilkanaście minut, nim w końcu ją ujrzałem. Siedziała na ławce.. w dodatku nie sama. Serce podeszło mi do gardła, gdy z każdym krokiem się do nich zbliżałem. Oczywiście już z daleka rozpoznałem jego sylwetkę – był to oprawca Sandry jak również i mój. Był to ten sam człowiek, który zniwelował mieszkanie Hany. Dlaczego w obliczu tego wszystkiego Hana nadal siedziała na ławce i z nim rozmawiała?!
Kiedy zbliżyłem się na wystarczającą odległość tylko zacisnąłem pięści. Tym gestem zwróciłem na siebie uwagę wielkoluda – punkt dla mnie, bo chociaż odwrócił lubieżny wzrok od mojej kobiety.
- Czekaliśmy na Ciebie.- odezwał się pierwszy.
Natychmiast przeniosłem swój wzrok na Hanę, która tylko się uśmiechała.
Coś mi tutaj nie pasowało!
- Jacek mi mówił, że znacie się z czasów studiów.- zaczęła Goldberg.- Co za zbieg okoliczności, że gdy się potknęłam akurat pomógł mi Twój przyjaciel!
- To nie jest mój przyjaciel.- nareszcie się ocknąłem.- Czego chcesz?- zapytałem z obrzydzeniem tego faceta.
- Wiesz doktorku, musimy porozmawiać.
Skinąłem na jego słowa jedynie delikatnie głową.
- Dobra.. ale to nie jest czas ani miejsce.- wyciągnąłem do Hany dłoń, którą bez jakiegokolwiek zastanowienia przyjęła.
- Lepiej jej pilnuj.- odparł ten okropny gościu.- O mały włos, a mogłaby się dzisiaj połamać.
- O to się nie martw.- wycedziłem przez zęby.- Idziemy do domu.- zwróciłem się ponownie do blondynki, którą niemalże zacząłem za sobą ciągnąć.
Podczas drogi do mojego mieszkania nie odezwałem się ani słowem – w porównaniu do blondynki, która zalała mnie masą pytań. Nie miałem jednakże do tego głowy, ponieważ nie takiej sytuacji się spodziewałem.. co gorsza, po tym gorylu nawet nie było widać ciosu jaki mu zadałem!
W głębi duszy wiedziałem, że sam nie rozwiąże tego problemu i prędzej czy później będę musiał zwrócić się do.. Adama… z Krajewskim już nie jeden raz byliśmy w podobnej sytuacji i jakoś wychodziłem z tego cało.. Miałem cichą nadzieję, że i tym razem jakoś mi się uda!
- Piotr!- blondynka w jednej chwili wyrwała się spod mojego uścisku, stając w miejscu.- Powiesz mi łaskawie co to było?!- zaczęła jeszcze wymachiwać rękoma, przez co zebraliśmy kilku widzów całego przedstawienia.- Dlaczego ten człowiek przedstawiał się za Twojego przyjaciela, kiedy Ty tylko chciałeś od niego uciec?
- Nie chciałem uciec.- wzruszyłem odruchowo ramionami.- Po prostu wbrew temu co powiedział, nie jest moim przyjacielem.. prawie go nie znam!- podniosłem jeszcze głos, przez co zaczęliśmy się wspólnie przekrzykiwać.- I dlaczego w ogóle rozmawiasz z nieznajomymi?!- dodałem już całkowicie poirytowany.
- Nie traktuj mnie jak dziecka!- rzekła tylko, po czym zniknęła w klatce schodowej.
Musiałem wziąć kilka głębszych wdechów nim w końcu udałem się w ślad za nią. Wszedłem do mieszkania z impetem, lecz wcale jej nie zauważyłem.. dostrzegłem za to babcię, która tylko kręcąc głową spojrzała na mnie złowrogo. Najwidoczniej Hana zdążyła się już poskarżyć..
- Jest w sypialni synku.- mówiąc to babcia tylko głośno westchnęła.- Idę na górę do Jadzi.. Zachowaj się jak mężczyzna i schowaj tą swoją upartą dumę do kieszeni! W kłótniach zawsze wygrywają kobiety.. pamiętaj o tym.- poklepała mnie tylko po ramieniu, po czym faktycznie wyszła z mieszkania.
Wiedziała najpewniej, że zostając w domu usłyszy o rzeczach, o których wolałaby nie wiedzieć – naprawdę to doceniałem.
Otworzyłem drzwi od sypialni i stanąłem jak wryty. Hana zapakowała już do połowy swoją walizkę i robiła to w stosunkowo zawrotnym tempie. Bez zastanowienia podszedłem od drugiej strony łóżka i wyrywając jej walizkę sprzed nosa, wysypałem jej całą zawartość na podłogę.
- Co Ty robisz!- krzyknęła, rzucając we mnie kolejno rzeczami swojej garderoby.
Kiedy dostałem prosto w twarz jej koronkowym stanikiem, tylko uśmiechnąłem się pod nosem. Nagle cała złość ze mnie wyparowała. Ta myśl, że mógłbym ją stracić dosłownie zmieniła moje podejście i to w jednej chwili!
- Akurat ten mi się bardzo podoba.- powiedziałem, rzucając jej znaczące spojrzenie.
- Nawet o tym nie myśl! Właśnie jestem na Ciebie wściekła.. i nie wykorzystuj seksu jako przeprosin!
- Właściwie słuszna uwaga.- wdrapałem się na łóżko, pociągając blondynkę na siebie.
Starała mi się wyrwać, lecz nie oszukujmy się – jej drobna sylwetka nie miała nawet najmniejszych szans z moją posturą.
- Przestań się szarpać.
- To mnie puść!- dalej krzyczała, przez co musiałem ją pocałować.
Wtedy wymiękła. Jej upór natychmiast zelżał, przez co mogłem rozluźnić uścisk na jej biodrach i nadgarstkach. Pocieszał mnie fakt, że chociaż bliskością fizyczną jestem w stanie okiełznać tę drobną osóbkę!
Jeżeli chodzi o jej charakter – cóż, chyba obydwoje chcieliśmy dominować w tym.. związku.
Byłem przekonany, że już mi się oddała, kiedy nagle zerwała się na równe nogi, wybiegając z sypialni. Trochę mi zajęło zarejestrowanie tego wszystkiego, lecz ostatecznie udałem się za jej śladem.
- Widzę Piotrusiu, że refleks już nie taki.- dobiegł do mych uszu jej głos z łazienki.
Wszedłem wtedy do pomieszczenia gotowy na kolejne przekomarzanie, lecz nie to na mnie czekało – zastałem blondynkę w samej bieliźnie, która zdążyła już nawet odkręcić prysznic.
- Jeżeli w takiej formie chcesz się ze mną godzić, to mogę się z Tobą kłócić non stop.
- Nie kłóciłam się.- wzruszyła ramionami, wchodząc już nago pod strumień gorącej wody.- Nie lubię po prostu, kiedy ktoś mnie nie słucha.
- Mogę?- zapytałem już naprawdę nakręcony jej samym widokiem.
Skinęła wtedy głową, a ja już jak oparzony, zdążyłem się do połowy rozebrać!
Kiedy się do niej przyłączyłem, od razu przeszedłem do rzeczy. Wziąłem jej drobne ciało w swoje ramiona, pozwalając by mogła mnie szarpać i ciągać za włosy, czego naprawdę nie znosiłem.. ale jej dotyk był dla mnie czymś wyjątkowym i to nawet w takiej formie!
Założyłem sobie jej nogi na wysokości moich bioder, przyciskając jej ciepłe od gorącej wody plecy do zimnej ściany.
Przerwałem na chwilę pocałunek, spoglądając jej w oczy. Patrzyła na mnie z dziką furią i.. namiętnością? Tak, chyba tak. Zgaduję, że nie mogła się doczekać tego wszystkiego tak samo jak i ja!
Po chwili staliśmy się całością. Przez jakiś czas nie wykonywałem żadnych ruchów, chciałem po prostu ją.. czuć. Musiało jej to pasować, ponieważ oddając pocałunki czułem w nich.. uczucie?
Było to coś takiego, jakbyśmy się nawzajem roztapiali pod wpływem swojego dotyku, czy ciała.
Kiedy jednak zaczęliśmy odnajdywać wspólny rytm, poczułem, że muszę jej coś powiedzieć. Właściwie nie wiedziałem w tamtej chwili co miałem na myśli, ale wyrzuciłem to z siebie, jak gdyby było to nic nadzwyczajnego.
- Kocham Cię.
I na te słowa zamarłem, jak i blondynka.. mimo tego, że obydwoje byliśmy już na skraju olbrzymiej skarpy do rozkoszy..
- Naprawdę Cię kocham.. Nigdy nie wiedziałem co to znaczy, ale to jest chyba właśnie miłość.- cały czas ją bacznie obserwowałem..- Jeżeli wyobrażam sobie Ciebie ze mną i gromadką dzieci w jakimś dużym domku, to musi to być miłość.
Na te ostatnie słowa widziałem jak w oczach mojej ukochanej zaczęły zbierać się łzy.
Nie chciałem, by musiała mi odpowiadać na siłę co do mnie czuje. Skoro milczała, postawiłem na kilka głębszych pchnięć, dzięki którym obydwoje zatraciliśmy się w rozkoszy.
Kiedy ochłonąłem po chwili i postawiłem Hanę z powrotem na ziemi, myślałem, że moje serce pęknie na drobne kawałki, widząc jak z jej oczu ciekną łzy.
- Zrobiłem Ci krzywdę?- zapytałem przerażony, natychmiast unosząc jej podbródek do góry, by spojrzała mi prosto w oczy.
- Ja.. nie.. to po prostu.. nie ja.. nie mogę…
Wyrwała się jeszcze z moich objęć, zarzucając na swoje ramiona jedynie szlafrok. Wyszła z pomieszczenia tak, jakby moje słowa ją jedynie zabolały.. Czy może być prawdą to, że Hana mnie nie kocha? Czy ją wystraszyłem swoimi wyznaniami? Dlaczego nic nigdy nie może być po prostu czarne lub białe?! Oto jest pytanie…

Dlaczego Hana tak gwałtowanie zareagowała na wyznanie miłości Piotra?
Jakieś pomysły?

KOOMENTUJCIE!

niedziela, 15 maja 2016

Opowiadanie 4.Cz.43 - Coś całkiem innego.


Wybaczcie opóźnienie, ale chyba kilka razy usuwałam całość nexta bo mi nie pasowało.. z resztą, jestem ciekawa Waszych opinii!

Miłego czytania.






Coś całkiem innego cz.43




Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Nie mogłam robić nic po tym incydencie z Piotrem.. 
Jak on mógł to zrobić? Jak mógł mnie pocałować i prosić o jeszcze jedną szansę, kiedy to rzekomo nic nie pamiętał? Nic mi już tutaj nie pasowało.. Moje zachowanie względem Michała nie było wcale lepsze. Unikałam jakichkolwiek zbliżeń z jego strony, a w dodatku brałam jak najwięcej dyżurów w pracy by tylko nie spędzać nocy w domu.. 
Milenka wypytywała o wujka Piotra, a ja milczałam. Nie chciałam, żeby się z nim spotykała. Bałam się, że zrobi jej w głowie istny galimatias, jak i z resztą mnie.
Nie widziałam Piotra od dziesięciu dni. Było ciężko, ale jakoś było. Co najważniejsze, nie próbował się ze mną kontaktować, czym tak naprawdę tylko bardziej mnie wkurzał? No bo jeśli deklarował mi takie rzeczy, to dlaczego nie walczył? Może chciał mnie sprawdzić.. Zobaczyć, czy jestem łatwa? Tylko to przychodziło mi na myśl..
Skończyłam właśnie trzeci dyżur z rzędu, kiedy to odezwała się moja komórka. Szłam szpitalnym korytarzem niewzruszona, przechodząc obok recepcji i jednocześnie szukając urządzenia. Nikogo nie zdziwi, że w mojej torebce miałam spore trudności by znaleźć komórkę – jednak kobieta ma przechlapane!
Szukając tego cholernego urządzenia zauważyłam tylko, albo bardziej poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Przeszył mnie dreszcz, więc od razu wiedziałam kim jest ów osoba.
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jest to Piotr, udało mi się znaleźć telefon, który mimo wszystko zdążyłam odebrać.
- Jedziemy do szpitala.- rzucił Michał do słuchawki jak gdyby w biegu.- Nie zatrzymałem jej… wpadła pod samochód..- słysząc jego załamany głos wiedziałam, że nie jest dobrze..- Hana, przygotuj Krajewskiego.. inaczej..- urwał, łapiąc oddech.- Jadę za karetką, będziemy za kilkanaście minut.. Proszę Cię, trzymaj się.. Pamiętaj o tym, że Cię kocham…
Kiedy się rozłączył, byłam pewna że za chwilę zemdleję. Spojrzałam wtedy tylko na Piotra niemym wzrokiem. Do oczu napłynęły mi łzy i chyba zapomniałam o tym, by oddychać.
- Co jest?- zagadnął zdenerwowany Gawryło.- Co się stało?
- Milena.- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić, nim na dobre zaczęłam szlochać.
Piotr natychmiast wziął mnie w objęcia, by jakoś ogarnąć ten mój nagły atak.
- Hana weź się w garść i powiedz o co chodzi.- mówił mi nad uchem.
- Oni tutaj jadą.- nagle oprzytomniałam, wyrywając się z jego objęć.
Pobiegłam do lekarskiego, gdzie zaczęłam szukać Krajewskiego. Zupełnie zapomniałam o tym, że jest na urlopie. Chciałam zadzwonić do Consalidy, chwilowo jedynego chirurga w naszym szpitalu, kiedy to Lenka uświadomiła mi, że jest na konferencji i na pewno nie zdąży dojechać w przeciągu kilku godzin.. a kilkanaście to już za dużo.
Udałam się do Trettera, który zgodził się operować Milenkę w ciemno. Kiedy przyjechała jakaś karetka na sygnale moje serce niemalże stanęło.
Widząc swoją własną córkę całą we krwi, jak jedzie wśród ratowników na SOR nie mogłam powstrzymać płaczu. Po chwili zauważyłam tylko biegnącego Michała, który na mój widok próbował zachować zimną krew.
- Co się stało?!- krzykiem próbowałam ukryć swą rozpacz.- Jak mogłeś do tego dopuścić?!
- Myślisz, że mnie to nie boli?! Przecież to moja córka.. wszystko działo się tak szybko…
- Nie ma Adama ani Wiktorii.. poprosiłam Trettera żeby zajął się małą, ale..
- Chodźmy do niej.- wtrącił się nagle Gawryło.
Dopiero teraz zauważyłam, że stał nieopodal nas z tęgą miną. Był w kompletnej rozsypce. Ruszył na SOR, przez co i ja zerwałam się z miejsca.
Tretter był już przy małej. Badał Milenę, która była nieprzytomna. Natychmiast podeszłam i chwyciłam jej małą rączkę, która była również cała we krwi…
- Mnóstwo obrażeń wewnętrznych. W obrębie śledziony nastąpił krwiak, więc z pewnością będzie do usunięcia.. Nie wiem co zrobić z tym ciałem obcym, które znajduje się w okolicy wątroby. Sam nie dam rady tego usunąć, potrzebuję asysty bo jak wiecie to nie jest do końca moja dziedzina.- przerwał wpatrując mi się w oczy.- Ludzie, gdzie są do jasnej cholery wszyscy chirurdzy?!
- Zamówcie salę i anestezjologa.- Piotr w między czasie sprawdził krwotok mojej małej córeczki, który nawet jak na moje oko był zbyt duży.- Jeżeli natychmiast nie trafi na stół, na pewno z tego nie wyjdzie.
- Nawet jej nie dotykaj.- rzucił Mielic stając w ramię za Piotrem.- Zabieraj z niej łapy.
- To moja córka.- odparł bez namysłu Gawryło.- I w przeciwieństwie do Ciebie zrobię wszystko co w mojej mocy, by nic jej się nie stało.
- Ty nawet nie wiesz kim jesteś, nie operowałeś od tylu lat, skąd masz pewność że w ogóle wiesz co robić?!- Mielic nie dawał za wygraną.
- Wiem.- rzucił w moją stronę.- Zaufaj mi Hana.
Pokiwałam tylko twierdząco głową, pozwalając na to, by Gawryło wraz z Tretterem zaczęli działać…
Siedząc przed salą operacyjną myślałam, że zwariuję. Z Mielicem nie zamieniłam już ani słowa. Był wściekły, że na to wszystko pozwoliłam. W głębi duszy czułam, że robię dobrze.. po ostatnich nowościach ze strony Piotra, byłam pewna, że wie co robi. Od tak nie naraziłby życia mojej małej córeczki.
Szczerze powiedziawszy to ta niepewność w tym wszystkim mnie najbardziej dobijała. Nie mogłam sama z siebie, jak nieraz powtarzałam pacjentom, że wszystko będzie dobrze.. by byli dobrej myśli.. prawda jest taka, że dopóki człowiek tego sam nie doświadczy nigdy nie będzie wiedział co właściwego powiedzieć.. Jedyne co wydaje się być na miejscu to to, by się modlić.
W tej chwili wszystko było w rękach Boga i taka była prawda.
Chodziłam po całym korytarzu, nie mogąc wysiedzieć w miejscu. Nie wierzyłam, że ta historia się powtarza.. że znowu mogę stracić kogoś, za kogo sama oddałabym własne życie.
Widząc jak jedna z sióstr wnosi na blok kolejne litry krwi.. nie wytrzymałam i weszłam na salę za nią. I to był największy błąd jaki mogłam zrobić.. Ujrzałam bowiem Piotra, który reanimował naszą córkę. Miała migotanie komór co było widać na pierwszy rzut oka.
Z emocji runęłam na ziemię…
Ocknęłam się w dyżurce całkowicie sama. Podniosłam się niepewnie do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdzie po chwili zaczęło do mnie wszystko docierać. 
Nie wiedziałam jak długo byłam nieprzytomna, ale patrząc na to, że miałam podłączoną kroplówkę, chyba trochę to trwało.
Oderwałam z ręki wenflon wychodząc na korytarz. Udałam się na OIOM, gdzie miałam nadzieję zobaczyć Milenę. Nim jednak dotarłam do wyznaczonego celu, zobaczyłam tylko Gawryłę. Stał w szpitalnym kitlu z tą swoją tęgą miną.
W końcu mnie zauważył, przez co w jego oczach zobaczyłam błysk. Podeszłam nieopodal niego, zaglądając na salę w którą się wpatrywał.
Przed moimi oczami ukazał się następujący widok:
Milenka pod aparaturą, a tuż obok jej łóżka Mielic. Głaskał moją małą córeczkę delikatnie po główce, coś jednocześnie do niej szepcząc.
- Chwilowo jej stan jest stabilny.
Głos Piotra wyrwał mnie z zamyślenia.
- Doznała mnóstwo obrażeń wewnętrznych.. Potrzebowaliśmy również krwi, ale Ty byłaś zbyt osłabiona, więc w czasie kiedy byłaś nieprzytomna zdążyłem oddać swoją.
- Jak Ty to..?- tylko tyle wydusiłam szeptem.
- Po naszym pocałunku, już nawet przed.. zacząłem sobie wszystko przypominać. Z reguły w nocy podczas snu. Miałem różnego rodzaju przebłyski. Nie odzywałem się przez ostatnie dni bo chciałem się zbadać.. mieć pewność, że pamięć mi znowu nie zaniknie.. Dzisiaj odebrałem wyniki i chciałem Ci o tym od razu powiedzieć, ale.. wypadek Mileny to wszystko przyśpieszył.- Piotr patrzył mi tak głęboko w oczy, że byłam pewna, iż nie kłamie.- Dziękuję, że mi zaufałaś.
- To ja dziękuję, że ją uratowałeś.. ii.. dlaczego wcześniej mi o tym wszystkim nie powiedziałeś?
- Dlaczego?- Piotr uśmiechnął się pod nosem.- Bo uwielbiałem to uczucie.. to zakochiwanie się w Tobie na nowo.. Chyba w każdym wcieleniu skradłabyś moje serce.. i duszę…
- Nie udajesz?- teraz łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach.
- W takiej sytuacji nawet bym nie śmiał.- otarł kciukiem wszystkie łzy, nie cofając dłoni.- Hana kocham Cię.. Chcę spędzić z Tobą resztę życia.. z Tobą i Mileną.. będziesz musiała mi wybaczyć, że dojdzie nam dodatkowo jeszcze jedno dziecko jeśli się zgodzisz.. ale kiedyś zgodziłaś się na całą drużynę piłkarską więc.. myślę, że to nie będzie większy problem..
- Wiesz, że to wszystko zmieni nasze życie?
- Wiem.- Gawryło splótł dłoń z moją, znowu wpatrując się w szybę za którą leżała Milena.- Ale tym razem zmiana będzie dobra. I ostatnia…

KOOMENTARZE?:)