Pages - Menu

sobota, 5 kwietnia 2014

Opowiadanie Epic - cz.3

Zapraszam :D


Ta cała irracjonalna sytuacja ciągnęła się i ciągnęła. Chyba blondynce zrobiło się głupio, że mnie okłamała, bo w jednej chwili jej policzki były całe czerwone. W takiej odsłonie spodobała mi się jeszcze bardziej, mimo iż byłem na nią cholernie wściekły! Wyszło bowiem na to, że nawet poważnie mnie nie potraktowała udając, że jest kimś innym. Mogłem po prostu wstać i odejść, lecz coś mnie pokusiło by nie odpuścić. Wbrew pozorom rozsiadłem się tylko wygodniej na krześle, spoglądając jak gdyby nigdy nic na Przemka. Skoro tak chcą sobie ze mną pogrywać, to nie ma problemu! Zobaczymy kto na tym wyjdzie lepiej…
- Będziesz tak stał?- zapytałem Zapały, robiąc przy tym dobrą minę do złej gry.- Siadaj śmiało. Właśnie rozmawialiśmy z HANĄ o Tobie.- aż podkreśliłem specjalnie imię, spoglądając dwuznacznie w stronę blondynki.
Nie chciałem wprowadzać jej w większe zakłopotanie, no ale przecież to ona zaczęła tą całą farsę!
- Niby jak możecie rozmawiać o mnie, skoro się nawet nie znacie?- zapytał nieco wytrącony z równowagi Przemek, przysiadając się faktycznie do naszego stolika.
- No jak to, przecież się znamy!- specjalnie spojrzałem na dziewczynę dwuznacznie, widząc jak rośnie w niej złość.- Może drinka?- zapytałem nie czekając na odpowiedź, od razu machając w stronę barmana.
- Hana…- zwrócił się Przemek ponownie do blondynki.- Naprawdę się znacie?
- Pierwszy raz widzę na oczy tego błazna.- odparła nawet na mnie nie patrząc. Teraz to już przegięła. Błazna?! Naprawdę tak o mnie myślała? Po prostu świetnie. W jednej chwili uśmiechnąłem się do niej krzywo, całkowicie poirytowany jej zachowaniem.
Pierwszy raz olała mnie jakaś kobieta. Rozumiem, że nie przypadłem jej do gustu, ale żeby od razu wyzywać? Nie mogłem oczywiście pokazać jak bardzo mnie jej słowa poruszyły, więc udałem, że nawet tego nie słyszałem.
- Chyba możesz już stąd odejść.- powiedział Przemek oschłym tonem głosu, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałem z jego strony.
Przez to zacząłem się śmiać jak jakiś głupek. W sumie sam nie wiedziałem dlaczego dalej tu siedzę i się kompromituję? Wszystko przez tą blondynkę!
To ona pokrzyżowała moje plany i teraz mam za swoje. Po prostu świetnie.
- Wiesz? Chyba masz rację. Szkoda czasu.- odparłem wyniośle, wyciągając z portfela pieniądze, by zapłacić za i tak już zamówione drinki. Uśmiechnąłem się jeszcze krzywo wstając z miejsca, ostatni raz kątem oka zerkając na blondynkę.
Ta nawet nie patrzyła w moją stronę, przez co poczułem ogromną złość. Już bez słowa zapiąłem marynarkę i wyszedłem z tej całej zakichanej knajpy!
Byłem tak poirytowany, że po prostu nie radziłem by ktokolwiek wszedł mi teraz w drogę. O co jej chodziło? O co mi chodziło, takim płytkim zachowaniem? Sam nie wiedziałem i chyba dlatego byłem najbardziej zły. Musiałem jakoś odreagować i dlatego wracając taksówką niby to do domu podałem adres Kamili. Może chociaż z nią się trochę rozerwę i odkuje sobie ten sparzony wieczór.
Mieszkała ona niemalże w centrum miasta, więc dalekiej drogi z Tevere wcale nie miałem. Zapłaciłem na szybko taksówkarzowi pozostawiając spory napiwek. Przed pójściem do jej mieszkania zaszedłem do monopolowego, by kupić butelkę czerwonego wina. Ostatnimi czasy przeżywała, że jej smakowało więc pewnie się ucieszy, iż pamiętałem.
Stałem właśnie przed drzwiami od jej mieszkania, oparty ręką o framugę drzwi. Myślałem, że jest w domu, lecz jak na złość jej tam nie zastałem. Zadzwoniłem nawet na komórkę całkowicie bezcelowo.
Specjalnie się tym nie przejąłem, chociaż przez jej nieobecność poczułem się jeszcze bardziej sfrustrowany. W końcu postanowiłem odwiedzić Adama. Może chociaż z kumplem zakończę ten chory wieczór, do którego to on sam mnie przecież namówił? Po drodze wypiłem całą butelkę czerwonego wina. Przecież nie mogło się zmarnować! Przed drzwiami Adaśka doszedłem tylko do wniosku, że nie był to dobry pomysł. Martini i czerwone wino nie idą jednak w parze.
Pukałem i pukałem, a on dalej nie otwierał. W końcu miałem kopnąć nogą w drzwi, kiedy stanął w nich Adam.
- Co Ci się stało?- zapytał zaspanym głosem, nie do końca patrząc na mnie przytomnym wzrokiem.
Chyba jednak procenty dobrze zaczęły mi buzować w głowie, bo w jednej chwili musiałem się podeprzeć o ścianę by przypadkiem nie upaść.
- Ta Ania… To jest Hana… Nie luuubie jej…- zacząłem coś bełkotać, robiąc krok w stronę Adama.
Ten już tylko przetrzymał mnie za ramiona, a ja wtedy na chwilkę przymknąłem oczy. Chyba na długą chwilkę, ponieważ nic już potem nie pamiętałem…
Z samego rana obudziły mnie spore promienie słońca padające zza żaluzji prosto na moją twarz. Otworzyłem oczy i zostałem po prostu oślepiony! Chciałem się obrócić na drugą stronę, lecz wtedy spadłem z łóżka. Nie powiem, że wszystko mnie zabolało.
- No świetnie.- zacząłem marudzić pod nosem, ponownie siadając na łóżku.
Głowa mi pękała z bólu! Myślałem, że zaraz zwariuję! Z reguły mogę pić i pić, bo mam mocną głowę, a tu proszę. Czyżbym aż tak przegiął? Dobre żarty!
- Trzeba było tyle nie pić stary.- usłyszałem głos Adama, dobiegający z drugiego końca pomieszczenia… Dopiero po chwili wszedł niosąc w moją stronę wodę i jakieś tabletki musujące.- Powinno pomóc.- dodał, kładąc to wszystko przede mną na stole.
- Wypiłem dwa drinki martini do tego wino i aż tak mnie połamało?- mówiąc to już tylko ciurkiem wypiłem całą szklankę wody, przez co mi niezmiernie ulżyło.
Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem takiego kaca!
- Chyba zapomniałeś dodać jeszcze do tej listy całą butelkę whisky.
- Co?- teraz to się zdziwiłem.
Kiedy Adam pokazał mi leżącą obok łóżka pustą butelkę whisky, stwierdziłem, że faktycznie nie kłamie. Zrobiło mi się trochę głupio, lecz w sumie dobrze, że nie wróciłem do domu. Już wyobrażałem sobie te reprymendy Babci.
- Co się wczoraj właściwie stało?- zapytał zaciekawiony Adaś, siadając naprzeciw mnie. Jakoś dziwnie mnie obserwował.– Rozumiem, że ta laska Przemka nie okazała się łatwym celem?- dopytywał dalej, czym tylko bardziej mnie wkurzył.
Miałem mu się teraz przyznać, że dała mi kosza?! Baa! Że w ogóle nie była mną zainteresowana i się nabijała? No chyba nie. Już widziałem, jak Adam by się ze mnie cieszył…
- Stwierdziłem, że nie warto.- odruchowo wzruszyłem ramionami, ponownie biorąc łyk zimnej wody. To jednak koiło w pełni moje pragnienie!
- No nie wierzę.- w jednej chwili Adam wybuchł śmiechem, klepiąc mnie po plecach.- Dostałeś kosza?!
- Ja? W życiu.
- Mhm.- Adaśko dalej cieszył się jak nie wiadomo co. Miałem go w tej chwili dość. Naprawdę dość…- Nie odpuściłbyś takiej dziewczyny. Nie Ty.
- Przecież ona to żadne wyzwanie. Założę się, że niecały tydzień i już jadłaby mi z ręki.- powiedziałem od tak, wcale tak nie myśląc. W głębi duszy wiedziałem, że ta cała Hana byłaby ogromnym wyzwaniem, nie licząc jeszcze tej wczorajszej klapy…
Nie mogłem przecież pokazać, że dostałem kosza. Co to, to nie.
- Dobra.- odparł Krajewski, wyciągając w moją stronę rękę.
- Co dobra?- zapytałem nie wiedząc o co chodzi.
- Możemy się założyć.
- Że co?- chyba nie wierzyłem do końca w słowa mojego kumpla.
- Sam mówiłeś, że w tydzień sprawisz, że będzie jadła Ci z ręki. Przekonajmy się.
- Przecież wiesz, że przegrasz.- powiedziałem uradowany od ucha do ucha, w głębi siebie czując niepokój. Wyrwanie tej dziewczyny jest po prostu nierealne. Nie po wczorajszym dniu…!
- No zobaczymy..- Adam ponownie wyciągnął w moją stronę dłoń, spoglądając jeszcze tym swoim zaciekłym spojrzeniem.- Chyba nie wymiękniesz co nie?
- Skąd.- powiedziałem poirytowany, podając mu rękę.
No to pięknie. Wkopałem się jak nigdy, znowu przez Adama. Teraz to chyba muszę zrobić wszystko, by ta dziewczyna się do mnie przekonała. Czemu tylko czułem, że nie będzie to takie łatwe? Chyba lekko spanikowałem!
Już długo nie gadając z Adamem zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do szpitala. Przez to wszystko nie miałem nawet czasu by wstąpić do domu i się przebrać. Dobrze, że Krajewski zwolnił mi łazienkę i użyczył jakąś nową koszulę, która była na niego za duża. Po drodze musiałem jeszcze zadzwonić do babci, że od wczoraj jestem w szpitalu ze względu na nagły przypadek, żeby się nie męczyła. Nie chciałem jej kłamać, ale też nie chciałem by się martwiła. Za dużo już w życiu przeszła i kolejne zmartwienia na pewno by jej nie pomogły.
Do szpitala wleciałem jak burza. Chyba sobie wykrakałem ten nagły przypadek, bo tylko zdążyłem się przebrać i już wezwali mnie na oiom.
Chodziło o jakąś pacjentkę w zaawansowanej ciąży z wewnętrznym krwotokiem po jakimś upadku. Ponoć spadła z konia. Kto w takim stadium ciąży pozwala sobie na takie atrakcje? Chyba tylko nieodpowiedzialni ludzie…
Na wstępie pielęgniarka podała mi jej wszystkie parametry, które wcale dobrze nie wróżyły.
- Wezwijcie Wójcika.- powiedziałem na wstępie, mierząc jej puls.
Utwierdziło mnie to tylko w fakcie, że nie ma co dłużej zwlekać z operacją.
- Nie ma go dzisiaj. Jest jedynie ta nowa Pani Doktor..- odparła siostra, spoglądając w moją stronę niepewnie.
- W takim razie wezwijcie ją na blok, a pacjentkę przygotujcie do operacji. Nie ma na co czekać. – krzyknąłem już na odchodne, samemu niemalże biegnąc na blok. Przebrałem się szybko i już nawet zacząłem się myć, kiedy nagle obok mnie stanęła blondynka. Jej mina była bezcenna, jak i z resztą moja.
Gapiliśmy się na siebie w lustrzanym odbiciu, lecz każde z nas milczało. Mimo, że przed chwilą śpieszyłem się z tą całą operacją teraz myślałem, że czas stanął w miejscu. To wszystko było za bardzo pokręcone! Za bardzo!
- Wszystko gotowe Piotrze.- wyrwał mnie z tego stanu głos anestezjologa.
Wtedy już bez słowa dokończyłem myć dłonie i wszedłem na blok. Nie musiałem długo czekać by i Hana do nas dołączyła.
- Wiesz co robić?- zapytałem się jeszcze zanim wziąłem do ręki skalpel.
- Inaczej by mnie tutaj nie było.- odparła z sarkazmem, już całkowicie mnie ignorując…

Czytajcie, promujcie, kochajcie ! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje, że każde słowo ;)