Chcieliście szybciej nexta, to łapcie!
Nieco się dzieje, ale i tak szok
będzie w jeszcze kolejnej części.
Pozdrawiam!
Przez ciężki przypadek musiałem zostać po godzinach w
szpitalu. Operowałem chyba kilka godzin, już sam straciłem poczucie czasu.
Najgorsze było jednak to, że właśnie podczas operacji wyszło na jaw, że brakuje
morfiny. Gdyby ten pacjent nie przeżył.. byłoby to z mojej winy.
Zdenerwowany jak nigdy, wszedłem do gabinetu Trettera
gdzie policjanci kolejno przesłuchiwali personel. Nadszedł czas na mnie, więc
starałem się zachować stoicki spokój.. chociaż z zewnątrz!
- Proszę usiąść.- funkcjonariusz wskazał miejsce po
drugiej stronie biurka, gdzie sam siedział.- Nazywam się Rafał Borkowski.
Sierżant, Rafał Borkowski..- urwał, wstając z miejsca.- Jak już pan pewnie
słyszał, w szpitalu zgłoszono kradzież leków.. i to nie jednego czy dwóch, lecz
niemalże całego zapasu niejakiej morfiny.. Co pan robił między godziną
trzynastą a piętnastą dzisiejszego dnia?
Zaskoczony tym, że podał wyjątkowo trafne godziny kiedy
to ukradłem morfinę, zbladłem w jednej chwili. Sierżant musiał to wyczuć,
ponieważ natychmiast zapisał coś w tym swoim notesiku.
- Z zeznań świadków wynika, że z osób które miały dyżur,
przy stole operacyjnym o tej porze nie stał ani pan, ani doktor Konica.
- Tak, nie miałem wtedy operacji.- odpowiedziałem
natychmiast.- Co do wcześniejszego pytania, to po prostu kontrolowałem
pacjentów i..
- I?- od razu wyłapał funkcjonariusz.- Chce pan coś
dodać doktorze?
- I miałem pewną bliższą relację z jedną z koleżanek z
pracy.. może to zapewne potwierdzić.- wzruszyłem ramionami, jak gdyby nigdy
nic.
- Tak, to już wiemy.- policjant znowu coś napisał w tym
swoim notesiku.- Ze wstępnego dochodzenia wynika, że to właśnie pielęgniarka
Ewelina Bonad pracująca w tym szpitalu od niecałych dwóch tygodni dzisiejszego
dnia miała dostęp do magazynu z lekami.
Na te słowa dosłownie poczułem, jak gdyby grunt usuwał
mi się spod stóp.
Do jasnej cholery! Chciałem wykorzystać tę dziewczynę,
ale tylko po to, żeby zdobyć leki.. nie chciałem narażać ją na to wszystko!
- Przepraszam ale czegoś nie rozumiem.- wszedłem
policjantowi w słowo.- Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Skoro łączy pana jakaś więź z panią Eweliną, zauważył
pan może coś dziwnego w jej zachowaniu? Jakieś spięcie? Może coś wspominała?
Proszę się zastanowić doktorze.
- Nie, nic nadzwyczajnego nie zauważyłem.- spojrzałem z
politowaniem na policjanta, by udać, że nic a nic mnie to wszystko nie
interesuje.- Coś jeszcze?- zagadnąłem.
- Nie, nie mam więcej pytań.. Ale gdyby coś pan sobie
przypomniał, proszę dzwonić na ten numer.- podał mi do ręki kawałek kartki z
numerem telefonu.- Wszystko może się przydać, by pomóc złapać winnego.
- Jasne, rozumiem. Dzięki.- skinąłem już tylko głową, w
pośpiechu wychodząc z gabinetu.
Jako, że mój dyżur już dawno dobiegł końca, od razu
postanowiłem udać się na miejsce spotkania gdzie miałem oddać Jackowi tą całą torbę
morfiny. Umówiliśmy się z Adamem, że zostawi to wszystko w moim bagażniku.
Bałem się go otworzyć, ale musiałem sprawdzić czy wszystko jest na swoim
miejscu.
Kiedy to uczyniłem, poczułem się jeszcze gorzej niż
przedtem. W pośpiechu zamknąłem bagażnik, wsiadając za kierownicę. W nawigacji
wpisałem adres jaki dostałem poprzedniego dnia od Jacka. Miałem jechać na to
spotkanie z Adamem, ale wolałem nie ryzykować jeszcze jego kariery..
Zbliżałem się do ustalonego miejsca, którym była
niewielka wieś pod Warszawą. Wjechałem już w jakąś leśną uliczkę, gdzie dookoła
było ciemno..
Nic nadzwyczajnego, skoro dochodziła północ.
Rozdzwonił się mój telefon jakby tego brakowało. Byłem
pewien, że to ten goryl Jacek, lecz nieco mi ulżyło kiedy na wyświetlaczu
pojawił się numer Hany.
- Piotr? Gdzie Ty się podziewasz?!- chyba była lekko
zdenerwowana.- Nie wiem który raz już do Ciebie wydzwaniam.- dodała nieco
ciszej.
- Miałem dużo operacji, wybacz.
- Gdzie jesteś?
- Za niedługo będę w domu.
- Piotr, co si..ę dziej…- musiałem stracić zasięg,
ponieważ nie zrozumiałem już ani słowa z tego, co mówiła blondynka.
Cisnąłem komórką gdzieś w bok, przybierając niemalże
grobową minę, kiedy dojechałem na miejsce.
Miejscem spotkania była jakaś opuszczona chatka w
środku lasu.. niezły scenariusz, co nie?
Wysiadłem niepewnie z samochodu, gdzie po chwili
dostrzegłem w oddali kilka postaci, które zbliżały się w moją stronę.
- A już myślałem, że dasz ciała.- mimo, iż nie
widziałem Jacka, byłem pewny, że to jego głos.- Jestem w szoku doktorku!-
szyderczy śmiech jakim mnie obdarował, dosłownie spowodował ciarki na moim
ciele.. Nie z powodu strachu, lecz bardziej obrzydzenia do jego osoby..- Mam
nadzieję, że nie byłeś tak głupi by mnie wystawić, co?
- Nie.- odparłem natychmiast.- W bagażniku masz to, co
chciałeś. Zabierz to i znikaj.
- Ooo widzę, że jesteś konkretny.
- Zawsze.
- Dobra, w takim razie sprawdźmy co tam dla mnie masz.
Jacek obszedł mój samochód, po chwili otwierając
bagażnik. Sięgnął po torbę, kładąc ją w ułamku sekundy na masce mojego auta.
Otworzył suwak, wyjął jedną buteleczkę morfiny, bacznie się jej przyglądając.
- Świetnie. O to mi chodziło.- spojrzał na mnie sponad
fiolki.- może chciałbyś wyświadczyć mi jeszcze jedną przysługę?
- Zapomnij!- prawie krzyknąłem.- Umówiliśmy się, że
kiedy dostarczę Ci to gówno to odczepisz się ode mnie i mojej rodziny.
- Jasne.- Jacek wzruszył ramionami.- Ale zapewne
pracując w szpitalu, dobrze wiesz jak to wypadki chodzą po ludziach?
- Nie radzę.- szedłem w zaparte, bo już tylko to mi
pozostało.
W oddali dostrzegłem policyjne syreny, przez co później
wszystko potoczyło się aż za szybko.
Jacek i jego grupka pomyślała oczywiście, że to ja ich
sypnąłem. Zdążyłem przez to dostać jeszcze kilka ciosów, zarówno w głowę jak i
kilka kopniaków po całym ciele, kiedy już leżałem jak kłoda na ziemi. Pamiętam
również, że w ustach czułem smak krwi. Później ktoś wołał moje imię, ale nie
pamiętam kim była ów osoba. Dlaczego? Pewnie dlatego, że straciłem przytomność.
Obudziłem się.. sam nie wiem co to było za miejsce..
Próbowałem wstać, ale wszystko mnie bolało. Najbardziej jednak żebra.. Kiedy
zacząłem dotykać to miejsce, byłem pewien, że co najmniej dwa z nich mam
połamane.
Po prostu świetnie!
Byłem w jakimś dziwnym pokoju. Siedziałem pod ścianą w
swoich podartych i zakrwawionych ubraniach. Próbowałem z całych sił się
podnieść, ale przez żebra nie byłem w stanie.
Dopiero po dłuższej chwili otworzyły się spore,
metalowe drzwi po drugiej stronie pomieszczenia.
Do środka weszło jakichś dwóch facetów, ubranych w garnitury.
Czułem się jak w jakimś filmie akcji, tyle że na film to niestety nie wyglądało…
- Gdzie jestem?- zapytałem zachrypniętym głosem.
- Dopóki nam nie wyjaśnisz co robiłeś w lesie, niczego
Ci nie powiemy.- Panowie usiedli przy biurku, czekając najpewniej aż do nich
dołączę.
Nie wyglądali na takich co by chcieli mi pomóc, więc
jakoś o własnych siłach, po naprawdę długiej chwili usiadłem na krześle,
naprzeciw tej dwójki.
- Nie pamiętam co się wydarzyło.- skłamałem, nie
wiedząc z kim mam do czynienia.
- Nasz informator zapewniał nas, że dobrze wiedziałeś
co robisz.
- Czyli co?- zapytałem.
- To Ty wykradłeś ze szpitala w Leśnej Górze morfinę.
Zrobiłeś to dlatego, że zostałeś zaszantażowany.- Jeden z policjantów wyciągnął
na stół zdjęcie, które przesunął w moją stronę.- Czy to ten mężczyzna ci
groził?
Spoglądając na fotografię dostrzegłem twarz Jacka, na
co już tylko skinąłem głową.
- Wiemy, że groził pańskiej rodzinie, dlatego zarówna
pańska partnerka jak i babcia dostały ochronę. Będą ją miały do czasu, dopóki
będziesz z nami współpracował, jasne?
Ponownie skinąłem głową, zapominając o języku w buzi.
- Świetnie.- odezwał się w końcu drugi z mężczyzn.-
Oczywiście, mimo iż byłeś zaszantażowany, taka rzecz nie może ujść bez żadnej
odpowiedzialności.. Sprawa trafiła do prokuratora, który przewiduje w twoim przypadku
dwie możliwości..- Albo zostajesz zawieszony w swoim zawodzie na czas
postępowania w schwytaniu Jacka W. i zostaniesz objęty programem świadka
koronnego, na koniec którego jeżeli wszystko się uda dostaniesz co najwyżej
wyrok w zawieszeniu.. Albo pójdziesz do więzienia na okres co najmniej sześciu
lat, jeżeli nie zechcesz z nami współpracować.
- Jakby to wszystko miało wyglądać?- zdołałem zapytać
tylko o to.
- Wrócisz do domu, gdzie będziesz musiał skontaktować
się z głównym podejrzanym Jackiem W. Nie muszę wspominać, że próbujemy go
złapać już od kilku dobrych lat, ale to właśnie dzięki pańskiemu przyjacielowi
udało nam się prawie go dorwać.
- Dzięki komu?- dalej nic z tego nie rozumiałem.
- Niejaki Adam Krajewski poinformował nas o całym
zdarzeniu.- jeden z mężczyzn odebrał telefon, do którego nie odezwał się ani
słowem.- A teraz zostaniesz przewieziony do szpitala, gdzie dokładnie zbadają
twój stan.. Oczywiście rozumiem, że zgadzasz się na współpracę?
- Chyba nie mam innego wyjścia.- odpowiedziałem.
- Tak też myślałem. Lecz zanim to jednak nastąpi, jest
kilka osób, które chciałyby się z tobą zobaczyć.- mówiąc to, wstał z miejsca
udając się w kierunku drzwi, przez które wcześniej obydwaj weszli.
Otworzył je na oścież, gdzie po chwili zobaczyłem
znajome mi twarze. Dlaczego jednak nie byłem do końca przekonany, że to aby na
pewno te twarze chcę widzieć?
I jak?
Kooomentujcie!